Oglądając "Alicję w Krainie Czarów" miałam też takie dziwne skojarzenie z Second Life... Pod kątem jego swego rodzaju przelotności. Troszkę funkcji... Tego "czegoś".
Może jest tak, że mamy taki moment w życiu, kiedy nie wiemy co ze sobą zrobić... Nie mamy swojego miejsca w Real Life albo wiele spraw z niego nas w jakiś sposób przerasta... I uciekamy do virtualnego życia. Swego rodzaju Krainy Snów.
Wszystko jest w niej możliwe... Ogranicza jedynie wyobraźnia... Uczymy się odwagi? Odkrywamy w sobie tą odwagę? Wiarę w siebie? W to, że można być sobą...? Przeżywamy różne historie, które są tylko naszymi... Poznajemy samych siebie, własne możliwości, uczucia...
A potem wracamy do Realnego Życia bogatsi o doświadczenia i bardziej pewni decyzji, jakie powinnyśmy podjąć? A później, gdy znów zachwieje nam się świat to zanurzamy się w nim znów...?
Hmmm... Miałam takie dwa momenty w swoim życiu...
To tak w skrócie, bowiem po filmie byłam oczarowana, a potem zajęłam się kocimi sprawami i tak jakoś koncepcja dłuższego eseju mi umkła... ;)
Ciekawe, co powiedziałby na tą teorię jakiś psychoanalityk.
Coś jest w tej pogoni za snem, za niemożliwym...
- Nie, to niemożliwe!
- Tylko jeśli tak wierzysz...
- Nie, to niemożliwe!
- Tylko jeśli tak wierzysz...
Frajwędru!!!
PS. I ciekawe co by psychoanalityk powiedział na to, że Elf maniakalnie lubi owieczki... Na przykład takie:
(Maxiu, ale że Ty też lubisz baranki i owieczki to dedykuję Ci ten obrazek tak na lepszy humorek! :) )
1 komentarze:
Dedykacja przyjęta z uśmiechem na twarzy. :D
Prześlij komentarz